Przemko, Kasia i Jarek oraz ja przybyliśmy około godzinę wcześniej. Zależało mi, byśmy zadbali o to, by informacja, co i po co robimy, była lepiej widoczna i łatwiej dostępna dla przechodniów. Pracowicie rozwiesiliśmy ulotki na sznurkach wzdłuż chodnika z wyjaśnieniami. Mieliśmy duże tablice z hasłem. Niestety na parę minut przed rozpoczęciem medytacji oddelegowani w sprawie naszego zgromadzenia funkcjonariusze policji poinformowali, że przyczepiać czegokolwiek do mienia publicznego w postaci latarń, drzew czy ławek nie możemy i że musimy usunąć to, co rozwiesiliśmy. Trochę szkoda, że tak późno powiedzieli. Ale z „poleceniem z góry” nie ma co dyskutować.
Siedziało nas ostatecznie dwanaścioro.
Dzieci reagowały, zwykle pytając, że czemu oni tak siedzą. Słusznie, to ciekawe. Dorośli poganiali dzieci. Z Łazienek dobiegały dźwięki, strojonego chyba, fortepianu. Wrona krakała.