Bardzo ciekawą książkę czytam: „Traumaland” autorstwa Michała Bilewicza, profesora Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Tekst widoczny na zdjęciu strony 106 mówi (przynajmniej ta jego część, na którą chcę zwrócić uwagę):
Jest to więc miłość nie do narodu, ale do jego wyidealizowanego wizerunku.
Najlepszym przykładem jest stosunek narcyzów do przyrody ojczystej. Ważny jest wizerunek narodu, a nie jego faktyczne zasoby i co najważniejsze, „żeby nikt nam się nie wtrącał”. Ekologia jest więc przez narcyzów spostrzegana jako naruszenie suwerenności. Polacy narcystycznie związani z własnym narodem popierają wycinkę Puszczy Białowieskiej, eksploatację zasobów naturalnych i nie zauważają problemu zanieczyszczenia środowiska naturalnego.
Dzięki książce Bilewicza dociera do mnie, że patriotyzm pojmowany jako miłość do kraju w jego całości, łącznie z przyrodą, zasobami naturalnymi i środowiskiem, obejmuje troskę o stan wód, lasów, gleby, fauny i flory (oraz wszystkich królestw, które uznawane są obecnie w naukach przyrodniczych – bo to się chyba zmieniło od czasu, gdy pobierałem nauki na ten temat) i że patriotyzm taki trudno dostrzec w postawach ludzi, którzy tak jednoznacznie deklarują się jako patrioci właśnie. A ja, na przykład, który o sobie rzadko myślę jako o patriocie, bardzo cenię polską przyrodę i bardzo mi zależy na jej zachowaniu i wzmacnianiu. Chociaż tak się zastanawiam – a może tak pójdę sobie tego 1 sierpnia do lasu i odpalę jakąś racę na znak, że kocham ten kraj?